syf

Pogubiłam się. Szukam czułości u obcych, rezygnuję ze szczęścia z własnego wyboru i wciąż pytam kim jestem.
To dla mnie niepojęte, a wciąż powtarzam ten sam schemat. Z dnia na dzień staję się osobą, którą nigdy nie miałam się stać. Nie umiem zbliżyć się do osoby, którą kocham, bo wiem jakim jestem człowiekiem, więc uciekam w nieistotne relacje, niszczące mnie na każdym kroku. Nie chcę nikogo ranić, a jednocześnie ranię własną osobę. Quo vadis, Karo. 
Nie walczę ostatnimi czasy o siebie, próbuję odsunąć uczucia na bok, a jednak mam wrażenie, że obdarzam nimi osoby, które na to nie zasługują, które nie znaczą dla mnie nic, a przynajmniej nie powinny. 
Daję się wykorzystywać i sama wykorzystuję. Taką jestem osobą? Taką zawsze chciałam być?
Nie.
Szukam punktu wyjścia, a wciąż błądzę. Gubi mnie połowa myśli, połowa czynów i większość własnych słów. Jak więc uciec, jeśli wciąż wybiera się złe drogi? Jak odnaleźć właściwą? Czym tak naprawdę jest ten "punkt wyjścia"? Da się uciec od samego siebie? 
Jeśli tak, od czego zacząć?
Da się od czegoś zacząć?
Ilekroć staram się osiągnąć inne efekty niż zwykle, zataczam koło i znowu jestem na początku drogi. Wstaję, tylko po to by upaść. Upadam, jedynie po to, by wstać. Zabawne.
Wyrzucam toksycznych ludzi, aby tylko przyjąć kolejnych. Już nawet nie popełniam błędów, teraz podejmuje kolejne złe decyzje, którym zdarza się przeplatać z tymi nie najgorszymi.
Muszę ogarnąć ten syf.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz